poniedziałek, 24 czerwca 2013

Koronkowe Stringi w Londyńskim Pandemonium cz.2

Ohayo!

W końcu mogę coś dla was wstawić =3! Wprawdzie nie jest to jeszcze pierwszy rozdział MoM ale myślę, że KSwLP to też coś ^^'.
Przepraszam za poślizg w czasie ale skończyłem pisać z lekkim opóźnieniem a później Ayame nie miała czasu i jakoś tak się złożyło... =/. Ale grunt, że jest, prawda?
Mam nadzieję, że mój tekst wam się spodoba i jakoś zaspokoi wasz apetyt na rozdział właściwego opowiadania. Niestety tekst jest bez lemonu, jakoś nie miałam weny na pikantniejsze sceny =/. Może dopiszę trzecią część KSwLP z jakimś konkretnym lemonem ;3.
Jeszcze co do Mafia o Machibuse: rozdział powinien pojawić się weekend =3.

Musicie wybaczyć mi, że nie odpiszę na wasze komentarze ale już nie mam czasu. Naprawdę ostatnio wszystko wali mi się na głowę no ale dosyć o mnie ^^''.

Życzę miłej lektury =3



* * *



Wszedł do mieszkania, żałując, że nie może trzasnąć drzwiami windy. Gniewnie zrzucił z siebie płaszcz, rzucając kluczykami od samochodu na kuchenny blat. Sięgnął po paczkę papierosów, szukając wzrokiem zapalniczki. Zza zamkniętych drzwi sypialni doszedł go cichy kaszel. Usiadł w skórzanym fotelu, zaciągając się dymem papierosowym i odrzucając zapalniczkę w bok.
- Co się stało? – w drzwiach sypialni pojawił się Olivier w za dużej, szarej koszulce. Matthew spojrzał na chłopaka z lekką dezorientacją. Przez chwilę miał w głowie zupełną pustkę, po czym przypomniało mu się, że szatyn spał u niego.
- Nic – odparł szybko, przywołując na twarz delikatny uśmiech. Nie chciał obarczać Oliviera swoimi sprawami. Chłopak ma szkołę i pracę, nie trzeba mu więcej problemów – wyspałeś się? – zapytał, wstając i kierując się do kuchni.
- Pewnie, spałem dziesięć godzin – odpowiedział mu zachrypnięty głoś Oliviera. Chłopiec poszedł za Matthew i plaskając bosymi stopami o zimne kafelki stanął przed mężczyzną. – Jak było w sądzie?
- W porządku – brunet przyłożył rękę do czoła Oliviera – nie chodź boso, jesteś chory – upomniał chłopaka, stwierdzając, że jego gorączka nadal się utrzymuje – zrobię ci herbaty – oznajmił, gasząc niedopałek w popielniczce stojącej na blacie – jak się czujesz? – zapytał, wyjmując z jednej z górnych szafek kubek z rysunkiem rudego kota.
- W porządku – odparł Olivier, przedrzeźniając Matthew. Brunet rzucił mu karcące spojrzenie. – Pytałem jak było w sądzie, więc odpowiedz mi porządnie – mruknął chłopak, siadając na wysokim stołku przy blacie.
- Obrobiła mnie z jednej czwartej rodzinnego majątku –westchnął Matthew, wstawiając wodę na herbatę – niby to nie dużo ale myślę, że obyłaby się bez tego – wyjaśnił, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Stanął naprzeciwko Oliviera, opierając się biodrem o blat. Szatyn uśmiechną się figlarnie, zacisnął pięści na koszuli mężczyzny po czym uniósł się lekko, cmokając kochanka w usta.
- Mogę cię zarazić? – zapytał, stykając ich nosy razem. Matthew mruknął potwierdzająco, wpijając się w usta chłopaka i obejmując go w pasie.
- Usiądź,bo spadniesz – powiedział brunet, odsuwając się od Oliviera–i połóż się do łóżka. Zaraz przyniosę ci śniadanie i leki – Matthew zalał herbatę wrzątkiem jednocześnie wyjmując z szafki patelnię.
- Dobrze, tato – Olivier zeskoczył z krzesła i powędrował w stronę sypialni. Zanim zdążył zniknąć za drzwiami oberwał kuchennym ręcznikiem.

* * *

Matthew uniósł się na łokciach, spoglądając w okno. Londyńskie niebo pokryte były gęstymi, szarymi chmurami z których sączyły się pojedyncze krople deszczu. Westchnął przecierając twarz. Przesunął wzrok na spokojną twarz Oliviera leżącego obok. Uśmiechnął się delikatnie, muskając palcami gładki policzek chłopaka.  Jak długo to już trwało? Dwa miesiące? Trzy? Już zapomniał kiedy pierwszy raz poczuł to dziwne, a zarazem przyjemne ciepło, patrząc na niego. Pamiętał tylko, że się wtedy przestraszył. Dobrze wiedział co to oznacza. Zakochał się. Zakochał się w Olivierze, piętnastoletnim chłopaku, którego poznał w gejowskim domu publicznym. Nie wiedział czy nie chciał do siebie dopuścić tej myśli właśnie dlatego, że chłopak było od niego sporo młodszy oraz ze względu na to jak się poznali czy może raczej… no właśnie… raczej dlaczego? Dlatego, że kiedyś obiecał sobie, że nigdy się nie zakocha, bo dawno temu mężczyzna, w którego był ślepo zapatrzony wykorzystał go i wyrzucił jak niepotrzebną zabawkę? Dlatego, że uważał iż geje się nie zakochują, że nie są monogamiczni? Nie, mógł sobie wmawiać, ale wiedział, że to nie prawda. Homoseksualiści się zakochują, mógł to potwierdzić własnym przykładem. Nie raz i nie dwa zakochiwał się w pięknych chłopakach… ale uciekał. Uciekał, bo bał się być po raz kolejny skrzywdzonym? A może bał się, że tym razem to on będzie krzywdził? Nienawidził tych chwil, w których nie znał odpowiedzi na własne pytania. Olivier zmarszczył brwi, przysuwając się bliżej Matthew i ściskając kurczowo jego rękę.
- Ale może pora iść do przodu? – szepnął, posyłając odpowiedź w głąb zaciemnionego pokoju. Szkoda, że nie mógł otrzymać odpowiedzi.
- Matt? – Olivier otworzył powoli oczy, kierując spojrzenie na zamyśloną twarz kochanka. – Która godzina? – zapytał, rejestrując iż na zewnątrz jeszcze panuje półmrok.
- Dopiero piąta. Śpij – brunet uśmiechnął się blado, głaszcząc rozczochrane włosy chłopaka. Olivier jednak podniósł się do siadu, opierając brodę na nagim ramieniu Matthew.
- Idziesz do pracy? – zapytał zachrypniętym od snu głosem. Mężczyzna przytaknął ruchem głowy, a uśmiech zszedł z jego twarz. Najchętniej zostałby tutaj z Olivierem. Na zawsze. Nigdzie nie odchodził i nigdzie nie wypuszczał jego. A już na pewno nie w łapska starych, obrzydliwych biznesmenów.
- Oli – Matthew westchnął z głębi piersi, starając się uspokoić swoje myśli. – Idziesz jutro do pracy? – zapytał, zagryzając policzki od wewnątrz. Już nie wiedział co robi. Szatyn przytaknął ruchem głowy, po czym cmoknął ramię mężczyzny. – Może wziąłbyś wolne na kilka dni, hm? – zaproponował na co Olivier posłał mu pytające spojrzenie. – Jesteś chory…
- Pogadam z szefem – chłopak przerwał Matthew. Sam nie chciał iść do pracy. Nie chciał znowu czuć na sobie tłustych rąk obrzydliwych starców, obślizgłych języków, pełnych zwierzęcego pożądania spojrzeń, nie chciał aby raz za razem wchodził w niego kolejny biznesmen, wywołując u niego mdłości. Kiedyś było inaczej, widział dobre strony tej pracy teraz… czuł się brudny. Chciał aby dotykał go tylko Matt.
- Muszę się zbierać – mruknął przygnębiony brunet, wstając z łóżka. – Wrócę po południu. Do zobaczenia - złożył na czole Oliviera krótki pocałunek, po czym zgarnął pierwszy lepszy garnitur i zniknął za drzwiami łazienki.
- Cholerne stringi – westchnął chłopak, opadając na poduszki. Tak, w końcu wszystko zaczęło się od nich.

* * *

- Stary, co z tobą? – Oscar szturchnął Matthew w ramię, wyrywając go z głębokiego zamyślenia.
- Co? – brunet spojrzał na przyjaciela zdezorientowanym spojrzeniem – wszystko w porządku – dodał natychmiast, domyślając się o co mogło mu chodzić.
- Właśnie widzę… - prychnął rudowłosy, zbierając ze szklanego stołu porozrzucane papiery. – Wiesz, że spotkanie już się skończyło? – zapytał, zerkając przez ramię na skonsternowanego Matthew. Brunet rozejrzał się po sali. Faktycznie, teraz przy stole siedział tylko on i Oscar. – Więc co się dzieje? – Collins powtórzył pytanie, uważnie wpatrując się w twarz przyjaciela.
- Nic, Ozzy – warknął rozdrażniony Matthew. Nic nie zapamiętał z tego spotkania. – Naprawdę wszystko w jak najlepszym porządku  - dodał łagodniej, uśmiechając się nikle.
- Ja, Blake i Alex wybieramy się dzisiaj do Pandemonium, dołączysz? – zapytał Oscar, a w jego zielonych oczach pojawił się podstępny błysk. Matthew skrzywił się nieznacznie, klnąc w myślach. Przyjaciel wiedział jak go podejść.
- Zakochałem się – mruknął smętnie, bawiąc się swoimi palcami. Spojrzenie skierował przed siebie. Na panoramę Londynu. Oscar przez chwilę wpatrywał się w bruneta, nic nie mówiąc, po czym prychnął cicho, unosząc kąciki ust.
- Olivier, jak mniemam? – zapytał na co Matthew zgromił go spojrzeniem. Wypowiedzenie tego nagłos sprawiło, że owy fakt uderzył w niego z podwójną siłą.
- Bezbłędnie – Withmore odparł w końcu, spuszczając spojrzenie na swoje lekko drżące dłonie. – Nie wiem co z tym zrobić – wyznał.
- A co można z tym zrobić, Matt? – zapytał nieco zbyt agresywnie. – Albo nic albo to co już dawno powinieneś – brunet posłał przyjacielowi zbolałe spojrzenie – wcześniej mogłeś wykręcać się żoną, ale teraz już z tym koniec. Z tego co wiem Oli to porządny chłopak więc myślę, że wszystko do siebie pasuje.
- Ale jak ja mam mu to powiedzieć, Oz? – warknął poirytowany Matthew. Oscar prychnął cicho, kręcąc niedowierzająco głową.
- Normalnie, idziesz i mówisz mu, że go kochasz – odparł rudowłosy oburzonym tonem. – Oczywiście możesz go zaprosić na kolację, porozstawiać świece, chwycić za rękę, uprzednio pocałować, ale równie dobrze wystarczy, że tylko to powiesz. W końcu właśnie to się w tym liczy najbardziej, no nie? – zapytał, po czym uderzył Matthew w potylicę. – Gamoń jesteś.
- A jeśli mnie…
- Nie odrzuci cię – rudowłosy przerwał przyjacielowi. -  Gdyby miał to zrobić to już dawno by go u ciebie nie było. Przecież on przesiaduje u ciebie dzień w dzień. Nie wpadłeś nigdy na to, że to coś znaczy?
- Dzięki za poradę – syknął Withmore, oddając cios –bardzo pomocny z ciebie kumpel – prychnął.
- Idziemy na piwo? – zapytał Oscar, zupełnie zmieniając temat. Brunet przewrócił teatralnie oczami, wzdychając po czym uśmiechnął się szeroko, przytakując.

* * *

Olivier zdjął czerwone trampki, odrzucając je niechlujnie w kąt. Warknął pod nosem, kopiąc w kuchenny blat i z oburzoną minął wszedł do gabinetu Matthew, zatrzaskując za sobą drzwi. Z impetem usiadł na skórzanej kanapie i wbił w bruneta groźne spojrzenie.
- Tak? – zapytał Matthew, nie odrywając spojrzenia od sterty papierów, którą właśnie podpisywał. Znał Oliviera może tylko trzy miesiące ale już doskonale rozumiał jego zachowanie.
- O co ci chodzi? – burknął szatyn, kierując spojrzenie na swoje pasiaste skarpety. Chłopak nie miał pojęcia w jakim celu Matthew zrobił to, o czym dzisiaj się dowiedział.
- To zależy co masz na myśli, słonko – mruknął mężczyzna, odkładając kilka kartek i wczytując się w kolejny, nudny tekst.
- Dlaczego chcesz żeby szef mnie zwolnił? – zapytał Olivier, krzyżując ręce na klatce piersiowej i marszcząc groźnie brwi.
- Przecież nic takiego nie powiedziałem – zaprzeczył Matthew, rzucając chłopakowi szybkie spojrzenie. Chłopak westchnął, na co brunet zagryzł dolną wargę. Chyba będzie musiał wyjaśnił właścicielowi Pandemonium co znaczy „dyskretnie” i „ostrożnie”.
- Dlaczego więc szef powiedział mi dzisiaj, że zwalnia mnie najpierw bez powodu, a później uznał, że ma za dużo pracowników? – prychnął szatyn. Matthew wzruszył ramionami – jeszcze dwa tygodnie temu narzekał, że przydałoby mu się jeszcze co najmniej pięciu – oznajmił, wbijając w kochanka rozgniewane spojrzenie. Brunet westchnął cicho, przetarł twarz i wyprostował plecy, krzywiąc się, kiedy coś w jego kręgosłupie strzeliło nieprzyjemnie. Spojrzał prosto w brązowe, pełne oburzenia, oczy Oliviera, po czym westchnął jeszcze raz.
- Chcesz wiedzieć, tak? – zapytał, zbierając z najgłębszych zakamarków swojego serca kruszyny odwagi. Młodszy przytaknął ruchem głowy, a jego spojrzenie złagodniało.
- Dwa dni temu byłem w Pandemonium, aby porozmawiać z twoim szefem. Zaoferowałem mu mojego kuzyna, który od kliku lat zajmuje się tą samą profesją… w zamian za ciebie. Nie chcę żebyś tam pracował Olivier, nie chcę żebyś pracował gdziekolwiek. Jesteś młody, powinieneś się uczyć i zadbać o swoją przyszłość, a nie martwić się czy za miesiąc będziesz miał co jeść i gdzie mieszkać. Do tego dochodzi fakt, że… że nie chcę, aby dotykał cię ktokolwiek inny prócz mnie. Tym bardziej moi koledzy po fachu. Kiedy wracasz z pracy zamiast cieszyć się, że znowu cię widzę, ja tylko zastanawiam się kto tym razem cię obłapiał. – Matthew przełknął głośno ślinę, czując jak w jego gardle narasta piekąca gula a emocje wzbierają coraz bardziej. – Kocham cię Oli, jesteś mój i nie chcę co wieczór czuć tej okropnej nienawiści, nie wiedząc nawet do kogo tym razem mam ją czuć, rozumiesz? – zapytał i dopiero widząc szeroko rozwarte oczy Oliviera, w których czaiły się łzy zdał sobie sprawę co powiedział. – Oli…
- Kochasz mnie? – wyszeptał chłopak, a po jego lekko zarumienionych policzkach spłynęły łzy. Matthew nie wiedział co zrobić. Tym bardziej kiedy różowe usta szatyna rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Mężczyzna niepewnie skinął głową. Olivier nic nie mówiąc podniósł się z sofy, w dwóch szybkich krokach podszedł do kochanka i rzucił się na niego, oplatając szczupłymi ramionami jego szyję. Skonsternowany Matthew automatycznie objął chłopaka w pasie, przykładając usta do jego odsłoniętego obojczyka. Szatyn drżał delikatnie. – Ja ciebie też – oznajmił łamiącym się szeptem wprost do ucha mężczyzny. Oczy bruneta ze zdziwienia rozwarły się szerzej, a silne ramiona oplotły mocniej szczupłą talię chłopaka. – Myślałem, że ty… że chcesz tylko… seksu – przyznał Olivier drżącym głosem.
- Nie mógłbym! – zaprzeczył gwałtownie Matthew, po czym cmoknął chłopaka w czoło. – Kocham cię jak nigdy nikogo – wyznał i złączył ich usta w czułym pocałunku.

* * *

Komentarze skopiowane z top-secret-yaoi.blogspot.com:


Akemi5 października 2012 16:15
"Zanim zdążył zniknąć za drzwiami oberwał kuchennym ręcznikiem." - hehe, no tak. xD Oli grzecznie spełnia prośbę, tu go jeszcze biją ręcznikiem! xD A ładnie to tak?
"nie chcę co wieczór czuć tej okropnej nienawiści, nie wiedząc nawet do kogo tym razem mam ją czuć, rozumiesz?" - kilka razy czytałam to zdanie, bo aż mi serce przy nim mocniej biło. No, może wreszcie uda mi się napisać to, co już tutaj zaznaczałam, ale dopiero dzięki tym słowom zdołało mi się ułożyć odpowiednie wyrazy w głowie. Bo Ty piszesz tak, że to, co często ujmuje się w :Nie chcę, abyś tam pracował, bo jestem zazdrosny", Ty owijasz innymi słowami. I choć to moje zdanie i wcześniej cytowane, Twoje, oznaczają to samo, to jednak Twoje tutaj wygrywa, bo brzmi... naprawdę prawdziwie, szczerze i wzruszająco. ;3
I było genialnie ;3



Anonimowy6 października 2012 10:20
TAK! To było genialne! Właśnie czegoś takiego tu potrzebowałam - opisu uczuć,niepewności i tego świetnego wyznania."nie chcę co wieczór czuć tej okropnej nienawiści, nie wiedząc nawet do kogo tym razem mam ją czuć, rozumiesz?" - ja również mam w pamięci te zdanie.Ono ma coś w sobie i zgadzam się z Akemi. Ty tak dobierasz słowa,że nawet najprostsze wyznanie brzmi zajebiście=3 Aż chce się czytać;p No po prostu to było świetne,ciekawi mnie strasznie co będzie dalej;) Pozdrawiam i życzę weny;*

Kasia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz