poniedziałek, 24 czerwca 2013

Koronkowe Stringi w Londyńskim Pandemonium cz.1

Wszedł do najnowszego prestiżowego domu publicznego w Londynie. Mimo iż otwarto go aż tydzień temu nadal było tutaj mnóstwo ludzi. Nie ma się co dziwić w Londynie jest wielu biznesmenów za to mało porządnych burdeli. Kto by pomyślał, że ci, za dnia, dobrze wychowani, kulturalni, bogaci ludzie nocą zamieniają się, w żądne młodych, chłopięcych ciał, bestie? W jakim burdelu by nie był, oczywiście takim gdzie cena za noc nie schodziła poniżej dwóch tysięcy funtów, zawsze spotykał jakiegoś znajomego z branży. Uśmiechnął się pod nosem, wkładając ręce do kieszeni spodni. Recepcja była naprawdę godna podziwu.
Ściany jak i podłoga wykonane były z białego marmuru. Na zdobionym w freski suficie wisiały dwa złote żyrandole. Lada również była wykonana z marmuru, jednak o nieco ciemniejszym odcieniu a jej blat stylizowany na stare złoto. Po obu stronach zdobionych, jasnych drzwi, na ścianie naprzeciw, stały białe rzeźby, przedstawiające nagich chłopców. Wyglądały na greckie. Przepych. Spojrzał na wielkie lustro w złotej ramie wiszące naprzeciwko recepcji. Z przejrzystej tafli zerkał na niego drapieżnie wysoki, lekko opalony brunet o stalowoszarych tęczówkach. W kącikach oczu czaiły się delikatne zmarszczki. Nic w tym dziwnego. Wczoraj skończył trzydzieści dziewięć lat. Poprawił czarny krawat, szybko taksując wzrokiem swój drogi garnitur od Bailey’a. Odwrócił się przodem do lady po czym zadzwonił małym, złotym dzwoneczkiem. Po chwili przed ladą pojawił się szeroko uśmiechnięty, lekko siwiejący właściciel domu publicznego.


- Oh, Pan Matthew Withmore, witam serdecznie – najwyraźniej przytęgawy właściciel wiedział jak zaskarbić sobie sympatię nowo przybyłych klientów. Biznesmeni lubili być rozpoznawani. – Czego pan sobie życzy?
- A jakie opcje mam do wyboru? – powinny być co najmniej cztery ale różnie bywa. W burdelach nie ma określonych zasad.
- A tak, tak, oczywiście – mruknął nieco zaskoczony właściciel. Wyjął spod lady duży, zadbany notatnik po czym otworzył go na pierwszej stronie. – Ma pan do wyboru striptiz, seks publiczny, seks prywatny jak i wynajęcie towarzysza na noc. Co do pierwszych trzech opcji może pan wybrać kilku chłopców natomiast wynajmujemy na razie tylko po jednej sztuce – oznajmił oficjalnym tonem. – Może pan zobaczyć folder ze zdjęciami bądź zobaczyć ich osobiście  – mężczyzna schował notatnik.
- W takim razie poproszę publicznie – uśmiechnął się zadziornie, obluzowując krawat. W domu niestety siedziała jego żona a nie chciało mu się łazić po hotelach, tak więc wynajem odpadał. A jeśli już zostawał tutaj to dlaczego nie w szerszym towarzystwie, prawda?
- Proszę o dokumenty oraz wyniki aktualnego badania krwi – odparł właściciel, patrząc w ekran laptopa. – Jeden chłopiec? – zapytał na co Matthew skinął głową. Mężczyzna wstukał coś w komputer. – To będzie trzy tysiące pięćset funtów. Płaci pan kartą czy gotówką? – zapytał a brunet przesunął po blacie swoją kartę płatniczą. Po uregulowaniu płatności właściciel wyszedł zza lady, kierując się w stronę wielkich białych drzwi. Wyglądały na ciężkie. Otwierając je wprowadził Matthew w świat orgii, alkoholu i pięknych młodych ciał. Pomieszczenie było wielkie. Nie miało okien a jednym źródłem światła była podświetlana scena w przeszklonym pomieszczeniu obok, na której blond włosy chłopiec w skąpych, koronkowych stringach właśnie zdejmował krawat. Prócz tej jednej ściany z matowego, ciemnego szkła reszta była obita krwistoczerwonym jedwabiem. Podłoga wyłożona była, zapewne, drogim wschodnim dywanem a pod ścianami poustawiane były kanapy i fotele obite czarną skórą. W jednym z rogów, na końcu pomieszczenia znajdował się niewielki, podświetlany bar, za którym barman nie wiedział, na którym nagim ciele zatrzymać swój wzrok w związku z czym drinki co chwilę lądowały na blacie bądź jego koszuli.
- Tutaj są chłopcy – na jednej z kanap siedziało pięciu różnych, skąpo ubranych chłopców, którzy uśmiechali się zalotnie do nowo przybyłego klienta. Wygłodniały wzrok właściciela spoczął na jednym z nich. Matthew przyjrzał się dokładnie chłopcom. Nie wyglądali na więcej niż szesnaście lat. Trzech z nich było blondynami. Nie gustował w blondynach więc odpadli od razu. Drugi był brunet o kolorowych pasemkach. Nie, ten też nie był w jego guście. Miał w zwyczaju przebierać w chłopcach jak w ulęgałkach. Dopiero kiedy jego stalowo-szare tęczówki spoczęły na piątym chłopcu - o lekko poskręcanych włoskach koloru mlecznej czekolady, które sięgały mu do linii szczęki; dużych orzechowych oczach i ładnie wykrojonych, różowych ustach – na jego twarzy pojawił się drapieżny uśmiech. Wyciągną rękę do szatyna, który uśmiechnął się delikatnie i ujął jego dłoń, podnosząc się z kanapy.
- Podpisze pan tutaj – właściciel podsunął mu pod nos teczkę z jakimś papierem. Matthew przesunął wzrokiem po tekście. Było tam coś o numerze trzynastym. Zapewne chodziło o tego uroczego chłopca. Złożył na papierze zamaszysty podpis po czym oddali się ze swoją nową zdobyczą. Usiedli niedaleko baru. Matthew lubił mieć łatwy dostęp do alkoholu.
 - Jeśli mogę zapytać, jak się pan nazywa? – mruknął cicho chłopiec, kładąc rękę na ramieniu bruneta.
- Matthew Withmore – odparł biznesmen. – Mów mi Mat – oznajmił. Nie lubił swojego długiego imienia. Stanowczo wolał jego skróconą wersję. – A ty? – zapytał krotko, kładąc rękę na odkrytym udzie chłopca. Szatyn miał na sobie króciutkie, czarne szorty oraz obcisłą bluzeczkę na szelkach w biało niebieskie poziome pasy.
- Olivier Nixon – odpowiedział chłopiec, zrzucając z stóp niebieskie trampki. – Dlaczego ja? – zapytał, poluźniając mężczyźnie krawat. Lubił wiedzieć dlaczego dany klient wybrał właśnie jego.
- Nie lubię blondynów – odparł prosto Matthew. Po co miał kłamać? – Po za tym podobają mi się twoje spodenki – dodał na co Oliver parskną śmiechem. – Jesteś śliczny – powiedział zgodnie z prawdą.
- A ty przystojny – powiedział chłopiec, rozwiązując krawat bruneta. Chciał z nim chwilę kulturalnie porozmawiać, jednak biznesmen był naprawdę seksownym mężczyzną. Bił od niego testosteron. – Ile masz lat? – zapytał, wieszając krawat na oparciu sofy.
- Trzydzieści dziewięć – odparł Matthew. Nie wstydził się swojego wieku, tym bardziej, że Olivier wyglądał na chłopca, który lubi znacznie starszych od siebie. – Ty? – objął szatyna w pasie.
- Piętnaście – odpowiedział szczerze, uśmiechając się przy tym szeroko. – Masz żonę – stwierdził, widząc obrączkę na dłoni bruneta.
- Mam – mruknął Matthew po czym zerknął na bar. – Chcesz drinka? – zapytał. Nie powinien upijać dzieci, tym bardziej, że jego własne było w podobnym wieku, jednak domyślał się, że ten chłopiec nie raz wypił już nie małą ilość alkoholu, tak więc jeden drink w tą czy w tamtą nie zrobi mu różnicy.
- Wolę piwo – odparł Oliver, wciąż z szerokim uśmiechem na ustach. – Guinness – powiedział kiedy Matthew spojrzał na niego pytająco. Biznesmen przytaknął, podchodząc do baru. Kiedy wrócił chłopiec siedział na sofie jedynie w czarnych, koronkowych stringach. Withmore uśmiechnął się drapieżnie. O tak, lubił konkretnych chłopców o ślicznych ciałkach.

* * *

Wrócił do domu dopiero rano akurat wtedy kiedy jego córka wychodziła z domu. Jedyne co zrobiła to spojrzała na niego z pogardą na co on tylko na nią prychnął. Zawsze chciał mieć syna. Kiedy wszedł do kuchni spiorunowały go niebieskie oczy jego żony. Był cały potargany, zgubił krawat, czuł się jakby wypił dwie beczki piwa a na jego ustach błąkał się zadowolony uśmiech. Kobieta wiedziała, że mąż ją zdradza. Ciężko było nie zauważyć, że od dwóch lat nie wraca w piątkowy wieczór z pracy, bo robi to dopiero sobotniego poranka w stanie alkoholowego jak i seksualnego upojenia. Alice chciała jedynie wiedzieć co mają inne kobiety czego ona nie ma. Kochała tego mężczyznę a on z każdym weekendem oddalał się od niej coraz bardziej.
- Gdzie byłeś? – zapytała, starając się nadać swojemu głosu łagodny ton.
- Tam gdzie zawsze – mruknął, wyjmując z kieszeni paczkę papierosów. Wiedział, że żona zdaje sobie sprawę z tego gdzie znika każdego piątku. – Co jest na śniadanie? – zapytał z papierosem w ustach. Kobieta nic nie mówiąc podsunęła mu pod nos talerz wypełniony kanapkami i kubek pełen parującej kawy. – Dzięki – mruknął, odpalając papierosa.
- Matthew, możemy porozmawiać? – zapytała niepewnie, siadając obok męża na wysokim stołku przy ladzie. Brunet posłał jej pytające spojrzenie, upijając trochę kawy. – Co się z nami stało? – położyła dłoń na ręce męża jednak ten od razu ją odsunął. Nie chciał aby Alice go dotykała. Kobieta dopiero teraz poczuła jak bardzo mężczyzna śmierdzi wódką, papierosami i seksem. – Wiem gdzie chodzisz co weekend i powiedz mi… co mają inne kobiety, że wolisz je ode mnie? – zapytała. Matthew spojrzał na nią zdezorientowany. „Kobiety”? Kiedy dotarło do niego o czym myślała jego żona parsknął śmiechem. – Co cię tak śmieszy?
- Alice, gdybym miał cię zdradzać z kobietą to już dawno bym przestał… o ile w ogóle bym zaczynał – odparł. Brunetka nie zrozumiała o co mężowi chodzi. – Co piątek nie idę pieprzyć pierwszej lepszej laski – mruknął wszystko wiedzącym tonem, gasząc papierosa. – Chodzę do ekskluzywnych burdeli z chłopcami najwyższej jakości – wyjaśnił, uśmiechając się kpiąco. Alice nie wiedziała co na to odpowiedzieć. Jej mąż właśnie powiedział jej, że co weekend sypia z mężczyznami. Nie, gdzie tam mężczyznami. Z chłopcami! Już otwierała usta aby coś powiedzieć jednak Matthew wszedł jej w słowo. – Tak, jestem gejem. Zawsze nim byłem. Ożeniłem się z tobą tylko dlatego, że moi rodzice tego chcieli i według nich „tak wypada”. A jedyne co mam z tego „tak wypada” to głupia żona i niewdzięczny bachor, który nawet mnie nie szanuje – oznajmił a po chwili poczuł siarczysty ból na policzku. Alice patrzyła na niego z złością, rozmasowując sobie dłoń. – Wynoś się – powiedział cicho. Nie miał zamiaru na nią krzyczeć. Powiedział jej prawdę, której ona nie umiała zaakceptować, tak więc to jej problem. – Nie martw się, to ja wystąpię o pozew rozwodowy, a teraz możesz się stąd wyprowadzić razem ze swoją córeczką – kobieta nic nie mówiąc, zerwała się z krzesła i wybiegła z mieszkania, trzaskając drzwiami. Matthew westchnął, sięgając po kanapkę. Nie zdążył jej nawet włożyć do ust kiedy rozdzwoniła się jego komórka.
- Słucham? – mruknął znudzonym tonem. Nie chciało mu się spać jednak był zmęczony. Cała noc wypełniona seksem z uroczym chłopcem a w tym pięć orgazmów i hektolitry alkoholu. Coś takiego mogło wykończyć człowieka.
~ Cześć Mat, to ja Oscar, chciałbyś może wieczorem skoczyć do Pandemonium? – w telefonie rozległ się wesoły głos jego przyjaciela. Matthew westchnął znowu, grzebiąc w kieszeni spodni.
- Tej nocy tam byłem – mruknął, przekładając telefon do prawej ręki. Oscar wydał z siebie jęk zawodu.
~ A może skoczyłbyś jeszcze raz? – zapytał z nadzieją w głosie.
- Oz, nie mam si… - urwał kiedy poczuł w lewej kieszeni spodni coś miękkiego. Kiedy to wyjął okazało się, że są to czarne stringi Oliviera. Pamiątka? Uśmiechnął się figlarnie, nagle odzyskując siły. – A właściwie to tak. Widzimy się o pierwszej przed Pandemonium? – zapytał na co Oscar  krzyknął coś niewyraźnie. – Wezmę to za tak. Do zobaczenia – zaśmiał się, rozłączając połączenie. Położył bieliznę chłopca na blacie, sięgając po kanapkę. Jedząc szczerzył się do siebie, wlepiając oczy w czarną koronkę. Wczorajsza noc… ten chłopak… dawno nie było mu tak dobrze. Nagle w oczy rzuciła mu się metka, na której wypisane były jakieś liczby. Odłożył kanapkę, łapiąc bieliznę. Sięgną po okulary leżące w pobliżu po czym uśmiechnął się szeroko. Tak, to był numer telefonu z dopiską „call me”. Szybko przepisał numer do telefonu. Postanowił, że zadzwoni do Oliviera zaraz po krótkiej drzemce.

* * *

~ Słucham? – z telefonu rozległ się znajomy, słodki głosik. Matthew odchrząkną nerwowo, przyglądając się swojemu lustrzanemu obiciu.
- Witam Panie Nixon, Matthew Withmore z tej strony – przywitał się co spotkało się z głośnym śmiechem chłopca. – Zapewne powiesz mi, że twoja super bielizna zupełnym przypadkiem znalazła się w kieszeni moich spodni i także przypadkiem na metce miała wypisany twój numer telefonu? – zapytał, poprawiając zielony krawat.
~ Myślę, że tak, bo nie przypominam sobie żebym wypisywał na metce moich super majteczek mój numer telefonu – odparł Olivier, wciąż się śmiejąc. – Już myślałem, że ich nie znajdziesz – przyznał.
- Masz szczęście, że trafiłeś na faceta, który lubi sobie pogrzebać w kieszeniach – stwierdził Matthew, wywołując kolejną salwę śmiechu u chłopca. – Pracujesz dzisiaj? – przeszedł do sedna sprawy.
~ Nie a wybierasz się do Pandemonium? – zapytał Olivier, domyślając się o co mu chodzi.
- Owszem – odparł biznesmen, przechodząc do kuchni. Nalał sobie kawy, czekając na reakcję chłopca.
~ Dla ciebie mogę wpaść – oznajmił Nixon. – O której tam będziesz?
- Pierwsza – odpowiedział, odpalając papierosa i zerkając na zegarek na swoim nadgarstku.
~ Za dwie godziny – mruknął w zamyśleniu Oliver. – Okay, będę – oznajmił po chwili radośnie.
- W takim razie do zobaczenia, Oli – mruknął zmysłowym tonem na co chłopiec jeszcze raz się zaśmiał po czym się rozłączył. Nie mógł się doczekać dzisiejszej nocy. Zgasił papierosa po czym jeszcze raz zerknął w lustro. Dzisiaj skusił się na garnitur od Forda. Uśmiechnął się do swojego odbicia po czym chwycił kluczyki swojego samochodu. Musiał jeszcze wejść do swojej firmy. Wolał to robić tak późno kiedy nikogo już tam nie było. Zjechał windą prosto ze swojego apartamentu do podziemnego garażu, odszukał wzrokiem swojego  nowego, czarnego Range Rovera Evoque, wsiadł do niego i z uśmiechem na ustach oraz wizją niesamowitej nocy ruszył do swojej pracy.

* * *

Matthew już od prawie pół godziny czekał na Oscara przed Pandemonium. Jak widać przyjaciel nie miał zamiaru zjawić się w ciągu najbliższej godziny.
- Przepraszam – usłyszał za sobą znajomy głos. Odwrócił się do tyłu i zobaczył Oliviera, który na widok jego twarzy uśmiechnął się szeroko. – Mat! Czemu nie wchodzisz? – zapytał, przytulając mężczyznę. Matthew odwzajemnił uścisk, zagryzając dolną wargę. Cholerny Oscar, że też musi na niego czekać.
- Umówiłem, się tutaj z przyjacielem. Miał tu być już pół godziny temu – wyjaśnił, czochrając chłopca po włosach. Otaksował go wzrokiem. Dzisiaj miał na sobie tak samo skąpe jak ostatnio białe szorty, czarną koszulkę i zielone trampki. Na nadgarstkach miał zawiązane rzemyki w tych samych kolorach. – Dobraliśmy się kolorystycznie – zaśmiał się, wskazując na swój zielony krawat.
- Właśnie miałem powiedzieć to samo – przyznał Olivier, podskakując w miejscu. – Zimno mi – oznajmił na co Matthew spojrzał na niego krzywo.
- Dziwisz się? – mruknął. – Mieszkasz w Anglii, skarbie, a chodzisz ubrany jakbyś był na Haiti – zaśmiał się, zdejmując marynarkę i podając ją chłopcu. – Ubierz, bo się przeziębisz – Olivier odebrał od niego marynarkę, spoglądając na metkę.
- Tom Ford – przeczytał na głos. – Tak właściwie to czym się zajmujesz? – zapytał, zarzucając na plecy część garnituru Matthew.
- Jestem właścicielem sieci hoteli a ostatnio odziedziczyłem firmę architektoniczną po ojcu  – odparł, odpalając papierosa. – A ty? – zapytał, uśmiechając się szeroko. Olivier wydął w oburzeniu policzki po czym uderzył bruneta w ramię.
- Jestem wzorowym uczniem Secondary School – oznajmił dumnie po czym jeszcze raz uderzył Matthew. – A nocami jak widzisz robię jako męska dziwka – dodał smętnie.
- Hej, nie mów tak o sobie – tym razem to Withmore się oburzył. Objął Oliviera w pasie, przyciągając do siebie. – Dziwką może nazwać się osoba, która stoi pod latarniami tylko po to aby komuś obciągnąć za kilka pensów, to samo tyczy się kurw – wyjaśniał powoli. – Prostytutką możesz nazwać osobę, która sprzedaje się w tanich burdelach za kilkanaście funtów. Ty za to jesteś ślicznym, kulturalnym, inteligentnym i dobrze wychowanym chłopcem do towarzystwa, który swoim cudownym ciałkiem daje przyjemność zaharowującym się na śmierć biznesmenom, którzy za samo patrzenie na ciebie płacą minimum trzy tysiące funtów – zakończył, cmokając chłopca w czubek głowy.
- Dzięki – mruknął, lekko się rumieniąc. Nikt nigdy nie powiedział mu czegoś tak miłego.
- Chcesz wpaść do mnie? – zaproponował Matthew, wyrzucając papierosa na chodnik. Olivier przytaknął szybko. Było mu zimno i nie bardzo chciał wchodzić z powrotem do Pandemonium. Brunet uśmiechnął się, otwierając samochód. Wysłał Oscarowi sms, że spotkał znajomego i zaszyli się w hotelu po czym wsiadł za kierownicę i ruszył w stronę apartamentowca, w którym mieszkał.

* * *

Ledwo drzwi windy otworzyły się, wpuszczając ich do dużego, nowoczesnego mieszkania a na Matthew naskoczyła czarnowłosa szesnastolatka.
- Dlaczego zrobiłeś to mamie, ty skurwysynu?! – krzyknęła, uderzając pięścią w klatkę piersiową ojca. – Jesteś cholernym…
- Eva, zostaw go – w przedsionku pojawiła się zapłakana Alice. – Przyszłam tylko spakować nasze rzeczy. Myślałam, że cię nie będzie – oznajmiła, zerkając to na Matthew to na Oliviera. – Teraz sprowadzasz ich do domu? – zapytała a jej głos ociekał nienawiścią.
- A co za różnica? Już tu nie mieszkasz – syknął Withmore. Nixon odsunął się nieco od bruneta. Mężczyzna wyglądał strasznie. – Spakuj się i wynoś się stąd razem z tym bachorem – zerknął z nienawiścią na swoją córkę. – Przepraszam, Oli – uśmiechnął się łagodnie do chłopca, kładąc dłoń na jego ramieniu. – Chodź – skierował się w stronę swojej sypialni.
- Oli?! – krzyknęła za nimi Eva. – Ile on ma lat? Jedenaście?! – w odpowiedzi uzyskała tylko trzaśnięcie drzwi.
- To twoja córka? – zapytał Olivier, siadając na łóżku obok Matthew. Położył dłoń na jego plecach, głaszcząc uspokajająco. Mężczyzna przytaknął. – Ja krzyczę głośniej – mruknął na co Withmore zaśmiał się cicho, obejmując chłopca w pasie i wciągając go na swoje kolana.
- Przepraszam, nie powinieneś tego widzieć – powiedział brunet. – Wczoraj jej powiedziałem, że wcale nie zdradzam jej z innymi kobietami no i… wyszło jak wyszło – dokończył trochę kulawo. Olivier uśmiechnął się ciepło  i cmoknął mężczyznę w nos.
- Nie martw się, Mat – zarzucił ręce na ramiona biznesmena. – Pocieszę cię, okay? – zapytał szeptem, uśmiechając się zalotnie. Matthew roześmiał się, przytakując na co Olivier wpił się w jego usta. Zaskoczony mężczyzna przez chwilę stracił kontrolę nad sytuacją, przez co mały, zwinny języczek szatyna mógł bezkarnie buszować w jego ustach, jednak po chwili już ją odzyskał, wsuwając ręce pod koszulkę Oliviera. – Cudownie pachniesz – szepnął chłopiec między jednym a drugim pocałunkiem. Matthew pachniał drogą wodą kolońską, papierosami i testosteronem.
- Czym? – zapytał Matthew, zdejmując koszulkę z Oliviera, który rozpinał guziki jego koszuli. – Bo ty czekoladą – dodał.
- Mężczyzną – odparł chłopiec, sunąc nosem po szyi biznesmena. – Oh no, szybciej – warknął, klękając między jego nogami. Rozpiął spodnie bruneta, wyjmując z nich wielką, naprężoną męskość. Oblizał lubieżnie usta, uśmiechając się figlarnie. – Uwielbiam to robić – mruknął, ściskając w palcach główkę członka mężczyzny. Potem pochylił się i otoczył językiem dolną część jego trzonu. Matthew zamruczał i wplótł palce w brązowe włosy chłopca, odchylając głową do tyłu.
- Zrób to Oli – szepnął, ciągnąc szatyna za włosy. Olivier zaśmiał się cichutko, ale nie poruszył głową. Powoli cofnął język. Matthew poderwał gwałtownie głowę i jękną z rozczarowaniem. – Olivier… proszę…
Chłopiec uśmiechnął figlarnie, znów wysunął język i owinął go w połowie długości, wokół pulsującego trzonu męskości. Potem powoli uniósł głowę, z językiem nadal przyciśniętym do pulsującego ciała. Matthew szarpnął biodrami i rzucił głową w tył.
- Boże… szybciej… - jęknął prosząco, ale chłopcu się nie śpieszyło. Kiedy już dorwał się do tego penisa nie śpieszyło mu się do niczego. Poruszał głową w górę i w dół tak wolno, że zesztywniały mu mięśnie karku. Starał się nie spuszczać wzroku z twarzy kochanka. Mężczyzna wyglądał pięknie kiedy był jednocześnie zły i zachwycony. Powolne ruchy Oliviera drażniły każdy nerw jego męskości, sprawiając mu nieziemską przyjemność, jednak pieszczota była zbyt wolna, by doprowadzić do czegoś więcej. Mocno pociągnął chłopaka za włosy, próbując zmusić go do przyśpieszenia, ale ten drugą ręką zaczął powoli gładzić jądra bruneta, czując, że twardnieje. Zignorował jednak swojego penisa, który w niewygodnej pozycji tkwił w ciasnych spodniach, domagając się uwagi. Biznesmen jękną i naprężył się a wtedy Olivier wziął go całego do ust. Cudowna wilgoć i ciepło otoczył twardą, sączącą się męskość Matthew, sprawiając, że fale gorąca przebiegały przez jego ciało, docierając do każdego zakamarka.
- Oli… tak… - sapnął a jego ciało zadrżało i wygięło się w łuk. Pulsowanie jego członka przyśpieszyło, a dreszcze stały się intensywniejsze, a potem jeszcze bardziej... i jeszcze..., aż zmieniły się w płonące gorąco. Wypinając biodra do przodu, Matthew wrzasnął i chwycił Oliviera za włosy. Przed jego oczyma wybuchł kalejdoskop barw, mieniąc się niczym płomienie. Szum jego własnej krwi, zagłuszał nawet jego własne myśli.  Olivier wypuścił mięknącego członka z ust, połykając nasienie mężczyzny. Uśmiechnął się figlarnie oblizując wargi. Uwielbiał patrzeć na ekspresję na twarzach mężczyzn kiedy to robił, lubił widzieć jak przeżywają orgazm  i... lubił smak spermy. Tak więc wszystko było by dobrze i mogliby przejść do kolejnego etapu tej zabawy gdyby nie to, że w żołądku poczuł nieprzyjemne ssanie.
Matthew pogłaskał młodszego po głowie, uśmiechając się łagodnie.
- Zjadłbym coś – mruknął Olivier, siadając obok mężczyzny. Biznesmen spojrzał pytająco na jego twarz a później na krocze. Nixon zaśmiał się cicho. – Nie martw się, przywykłem już. Za chwilę będzie okay – wyjaśnił. – Mogę sobie zrobić kanapkę?
- Jasne – odparł lekko zdziwiony Matthew, zapinając spodnie i podążając za Olivierem do kuchni.

 * * *

Komentarze skopiowane z  www.soul-lovers.blogspot.com

Anonimowy18 sierpnia 2012 22:42
Jeszcze,jeszcze,JESZCZE!!! Ja chcę więcej! To było coś=3 Uwielbiam wszystko co piszesz,a nie przepadam za wymyślonymi parami.Ale w Twoich wykonaniu przeczytam wszystko,bo wiem,że się nie zawiodę;p Mat wymiata! Najlepsza była scena z Evą^^ A końcówka wymiata*3* Przerywamy w połowie,bo Oli zrobił się głodny, ha ha ha;D No nie mam się do czego przyczepić,bo po prostu to było BOSKIE. I ja chcę kolejną część i nowy rozdział KnN bo mój rondelek Cię zagoni do pracy;)Grożę o rok starszej koleżance^^ A no właśnie przeczytałam Twój opis o sobie i powiem Ci tylko,że jesteś ZAJEBISTA! Serio,to ja już wiem czemu mnie brzuch ze śmiechu boli przy Twoich opowiadaniach=3 Masz świetne poczucie humoru i rozumiem Twoją miłość do gejów^3^
Pozdrawiam i życzę Wena=3
Kasia
OdpowiedzUsuń

Anonimowy19 sierpnia 2012 09:10
Zgadzam się w 100% z poprzedniczką^^
One-shot jest genialny!
Notka jest bardzo realistyczna. Właśnie tak wyobrażam sobie bogatego, zepsutego anglika, który nie troszczy się o bliskich.
Zachowanie Oliviera mnie powaliło. No ale cóż zrobić, jak natura wzywa. W końcu na początku trzeba zaspokoić własne potrzeby (niższego rzędu), a dopiero później innych:D
Pisz szybko dalszą część!!!
Pozdrawiam i życzę weny.
Hilda
OdpowiedzUsuń

Akemi19 sierpnia 2012 20:33
Realistyczna jak diabli! (*_*) Zwłaszcza końcówka z powolnym tempem. ;3
Jest... ma inny charakter od poprzedniej. Indiańska (**) była... taka naturalna jak żywioły, szczera jak uczucia dziecka i dzika jak galopujący mustang ;3
A ta - utrzymana w rytmie powagi, w odpowiednich momentach zabawna i... och jak mi się podobało wyjaśnienie Mata odnośnie zawodu Oliego... Magia ;3
A piosenka - gdy usłyszałam ją po raz pierwszy, miałam wyłączyć... nie moje klimaty. Ale myszka zjechała, więc odsłuchałam dodatkowe sekundy...i nie potrafiłam już wyłączyć. Ja ją chcę na swoim ślubie!!! (gdy kiedyś się odbędzie. xD) Jest jak płonący powoli płomień w kominku w zimne wieczory ;3
OdpowiedzUsuń


Toshio ♥20 sierpnia 2012 14:06
Mrruu... *^* Jeszcze.! Narobiłaś smaka i kooniecc.. notki... >.< Zua ty ! Nio ale wen to wen. Zawszę musi gdzieś spieprzyć gdy jest potrzebny.
Nic tylko czekać aż napiszesz kolejną część... ^ ^
Weeeny życzę <3 :3
OdpowiedzUsuń


Eitheldur21 sierpnia 2012 16:43
Hmm. Osobiście nigdy nie przepadałam za opowiadaniami z męską dziwką w tle, ale to mi się bardzo podoba ;) lubię dużą różnicę wieku, no i pomysł z numerem telefonu na metce od stringów jest genialny! ;D trochę mi szkoda żony i córki naszego bohatera, ale co tam - teraz najważniejszy jest Olivier! ;)czekam z niecierpliwością na drugą część, no i dawno nie było Kusa no Nioi - tęsknię! Pozdrawiam i oczywiście życzę dużo, dużo, dużo weny!!! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz