poniedziałek, 24 czerwca 2013

Sylwestrowy Kurczaczek

Godzina: 14:35
Tokyo 31 grudzień 2010r.

Jest czternasta. A dzisiaj nowy rok, więc może mógłbym wiedzieć co ja robię o tej porze w supermarkecie za kasą kasując w tym momencie... bokserki! W renifery! Też bym tak chciał. Przyjść do super marketu, kupić sobie majtki z rogatymi koniami i jakiemuś biednemu kasjerowi, który pięć lat wcześniej skończył studia w dziedzinie konserwacji zabytków, nie dać iść do domu chociażby posprzątać na ten głupi nowy rok! Litości.
- Dzień dobry - Mruknąłem obojętnie kasując zakupy jakiejś młodej lafiryndzie. Było by dobrze gdyby chociaż jeden człowiek w tym sklepie odpowiedział mi nawet od niechcenia. Może wtedy miałby, już nie powiem, że dobry, ale może lepszy dzień, ale nie. Ta wstrętna masa ludzi kupujących jakieś śmieci nikomu do życia niepotrzebnych nawet nie pokarze mi jakiegokolwiek szacunku! A co by było gdybym nie przyszedł? Kasjera nie ma to sklep robi bum! Bo jest za duża kolejka. A co mnie obchodzą ich za duże kolejki? Jakby zrobili zakupy wtedy kiedy trzeba, chociażby wczoraj, kiedy tak nawiasem mówiąc miałem wolne, nie mieliby za dużych kolejek! Nie myślące szuje.
- Dzień dobry - Burknąłem nawet nie spoglądając na kolejnego klienta.
- Dzień dobry - Usłyszałem cichy głos. Ha? Może ja już mam jakieś psychozy? Spojrzałem w stronę stojącego przy kasie chłopaka. Hebanowe włosy, onyksowe oczy wpatrujące się we mnie, porcelanowa skóra, drobne ciałko ubrane w czarny, cieniutki sweter i jeśli dobrze przypuszczam czarne, jeansowe rurki. No... kogoś mi przypomina! Ale w tym momencie za chiny nie mogę sobie przypomnieć kogo.
- Sasuke - Usłyszałem z tyłu kolejki znajomy, męski głos - Jeszcze gumy - Do owego Sasuke podszedł długowłosy, brunet o tak samo bladej cerze i czarnych oczach.
- Aha, dzięki - Niższy chłopak uśmiechną się delikatnie dokładając gumy marki Winterfresh do pozostałych zakupów.
- Naruto? - Długowłosy spojrzał na mnie uśmiechając się wesoło. A ten skąd mnie zna?!
- Ee... - Bo ja go nie znam... chyba.
- To ja Itachi, sklerotyku. Już mnie zapomniałeś?
Itachi? Itachi! Uchiha! Matulu, no przecież to Itaś! Był moim senpai'em na studiach.
- Itachi-senpai! - Krzyknąłem uradowany. W końcu jakaś ludzka twarz.
- No, już myślałem, że wyrzuciłeś mnie z swojego oślego móżdżku - Zaśmiał się głośno - Co ty tutaj robisz?
- Pracuję - Mruknąłem nieco zawstydzony ignorując uwagę senpai'a na temat mojego mózgu. Przyznaję do najmądrzejszych to ja raczej nie należę.
- W sklepie, jako kasjer - Był najwyraźniej niezadowolony z mojej odpowiedzi - Dlaczego nie konserwujesz zabytków?
- Bo... nie umiem znaleźć pracy - Czy ja się rumienię? I to jeszcze przy tym małym, który wlepia we mnie te swoje czarne patrzałki jak jakiś kurczaczek. Definitywnie kojarzył mi się z kurczaczkiem - I zejdź już z tego tematu!
- No, dobra - Zmrużył oczy - Ale... pracujesz w sylwestra?
- A co mam zrobić kiedy jaśnie pan Uchiha Itachi chce zrobić zakupy? - Zapytałem starając się mu dokuczyć.
- Ja tych zakupów robić nie chciałem. Mama mnie zmusiła, bo robi jakieś żarcie - Wyjaśnił - A... a tak właściwie to organizuję dzisiaj imprezę sylwestrową w domu. Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
- Nie - Odpowiedziałem ostrożnie. Może to i niewinna propozycja spędzenia gdzieś sylwestrowej nocy zapewne w miłym gronie, ale bądź co bądź to Itachi-senpai a Itachi-senpai to samo zło i nawet bozi nie przyszłoby do głowy to co jemu może - Dlaczego pytasz? - Może nie powinienem zadawać tego pytania? Boję się odpowiedzi.
- Chciałbyś wpaść? - Czyli jednak już nie co go znam. Swoją drogą powiedział to czego najbardziej bałem się usłyszeć.
- No... chętnie - Wyszczerzyłem się. Napiję się nieco alkoholu, porozmawiam z Itachim, może będzie tam ktoś jeszcze z dawnych znajomych? I zapomnę o całym moim nędznym życiu.
- Kiedy kończysz? - Chce jeszcze czegoś? Wyjąłem z kieszeni telefon komórkowy. Piętnasta?
- Za pół godziny - Odpowiedziałem.
- No to fajnie. Skończysz, pójdziesz do domu się przebrać i takie tam dyrdymały i od razu wpadasz do mnie. Pomożesz mi trochę - Mrygnął do mnie oczkiem próbując przekabacić swoim urokiem osobistym.
- Ok - Zgodziłem się? Ja się zgodziłem? Najwyraźniej mimo iż minęło 5 lat Senpai wciąż umie posługiwać się swoim wyglądem boga seksu.
- No to jesteśmy umówieni. Wiesz gdzie mieszkam? - Zapytał. Przytaknąłem ruchem głowy - A teraz kasuj Naru-chan, bo do jutra stąd nie wyjdziesz - Wskazał na oburzonych ludzi za sobą. Aż dziw bierze, że jeszcze żaden nie zaczął się drzeć tylko wszyscy marudzili pod swoimi zarozumiałymi nosami.
Zrobiłem to co miałem zrobić. Itachi-senpai mi zapłaci zostawiając mi nawet spory napiwek. Czy jemu jest mnie szkoda? Po czym zniknął za drzwiami sklepu razem z swoim zatrampkowanym kurczaczkiem, który miał naprawdę fajne trampki. Człowieku masz dwadzieścia osiem lat i cały czas kręcą cię rockowe klimaty? Gdzieś ty się taki uchował, hm?
A tak nawiasem... kurczaczek ma ładny kuperek.

* * *

- Jeszcze żyję! - Krzyknąłem zamykając za sobą drzwi mojego małego mieszkanka. Małe ale jednak bardzo przytulne. Przywiązałem się do niego i nawet gdybym miał pieniądze to nie zmieniłbym go na lepsze. Pominę fakt, że centralne nieco szwankuje tym bardziej jeśli nie zapłacę czynszu. Co ja muszę zrobić? Ogolić się! To po pierwsze. Potem wziąć prysznic i ubrać się przyzwoicie.

* * *

Chyba jednak nie do końca wiedziałem gdzie ten Senpai mieszka. Jedna z najbogatszych dzielnic Tokyo. Jestem. A co na to wskazuje? Odśnieżona droga, chodniki i podjazdy. Teraz tylko trzeba znaleźć Uchichowską rezydencję. Tak, rezydencję. Jak się ma ojca biznesmena i matkę projektantkę mody to wtedy się żyje jak się podoba. Swoją drogą Itachi nie jest gorszy. Konserwator zabytków. To coś, no nie?
Ok, z tego co dobrze pamiętam dom Senpai'a był żółty, wielki, z przodu była duża weranda, która cholernie mi się podobała i miał numerek 7. Siedem? Tak, raczej tak.

* * *

Znalazłem! Żółty, weranda jak z moich wspomnień, na której piłem z senpai'em shake'a wyrobu Pani Uchiha, numerek siedem i jest... gigantyczny!
Wszedłem przez czarną furtkę zrobioną z czegoś metalopodobnego, ja się na tym nie znam, proszę się mnie nie czepiać. Przeszedłem przez cudownie odśnieżony chodniczek prowadzący do drewnianej werandy. Otrzepałem buty ze śniegu, który nazbierał się na nich przez przedzieranie się przez moje kompletnie nieodśnieżone osiedle. Może jestem biedny, ale dobrze wychowany. Zapukałem do drzwi a już po chwili stała przede mną ani trochę starsza brunetka o czarnych błyszczących oczach i uśmiechniętej twarzy.
- Dzień dobry Naruto-kun - Przytuliła mnie. No, za mną to się da stęsknić - Itachi-kun powiedział mi, że przyjdziesz.
- Dzień dobry Pani Uchiha - Uśmiechnąłem się odwzajemniając mocny uścisk. Naprawdę lubię tą kobietę. Miła, wesoła zawsze służy pomocą. Jest naprawdę fajna... w przeciwieństwie do Pana Uchihy - Ależ ja Pani długo nie widziałem.
- No właśnie. Kiedy Itachi-kun skończył studia jakoś ta zniknąłeś - Poczochrała mnie po głowie - Rozbieraj się i chodź do kuchni. Dostaniesz gorącej czekolady. Na dworze jest strasznie zimno, pewnie porządnie zmarzłeś, co?
- Trochę - Zdjąłem buty i kurtkę po czym wszedłem do kuchni. Cieplutko, aż mi się chciało mruczeć. Chyba mają ogrzewanie podłogowe, bo kafelki były wręcz gorące.
Jednak! Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to kurczaczek siedzący na drewnianej ławie przy stole. W rękach trzymał kubek parującego płynu a oczy wbijał w jakiś zeszyt. Jejku... słodziutki jest.
- Dzień dobry - Przywitałem się. Gwałtownie podniósł głowę spoglądając na mnie swoimi dużymi, czarnym, kurczaczkowatymi oczkami.
- Dzień dobry - Odpowiedział cicho. Czyżby był nieśmiały? A może ja go tak onieśmielam. W końcu brzydotą to ja nie grzeszę.
- Siadaj Naruto-kun - Odezwała się brunetka - Nie stój tak.
Grzecznie usiadłem na ławie obok kurczaczka spoglądając w jego zeszyt. ,,Architektura nowoczesna'' głosił temat, najwyraźniej, jakichś notatek. Ale żeby w liceum uczyli o architekturze? Nie przypominam sobie.
- Itachi-kun! Naruto-kun przyszedł! - Krzyknęła Pani Uchiha stojąc na schodach. Niezła jest. Nawet nie zauważyłem, że wyszła.
- Już schodzę! - Usłyszałem głos Itachi-senpai'a a po chwili po domu rozległ się galop wściekłego konia, którego dziabnął naprawdę porządny komar po czym do kuchni wpadł Senpai.
- Cześć Naruto - Wyszczerzył się po czym spojrzał znacząco na kurczaczka, który wciskał dziobek w zeszyt - W sklepie byłem tak zaaferowany tym, że cię spotkałem, że zapomniałem ci przedstawić mojego młodszego brata - Powiedział - To jest Sasuke - Klapnął na ławie po prawej stronie kurczaczka.
- Ototo, to jest Naruto, mój przyjaciel i podopieczny z uniwersytetu - Przedstawił mnie. Szczerz mówiąc nie wiedziałem co zrobić, między innymi przez to, że kurczaczek niewzruszony wciąż wodził oczami po tekście notatek kompletnie niezainteresowany tym co mówił Itachi-senpai. Przynajmniej tak mi się wydaje.
- Yy... cześć - Uśmiechnąłem się szeroko wyciągając w jego stronę rękę. On tylko kiwnął lekko głową delikatnie ściskając moją rękę. Ma naprawdę delikatną skórę. Ciekawe czy jest słona?
- Chodź do mojego pokoju, obgadamy wszystko - Zakomunikował Itachi wychodząc z kuchni.

* * *
- Podoba ci się? - Zapytał spoglądając na mnie podejrzliwie. What?
Usiadłem na obrotowym krześle obracając się w jego stronę.
- O co ci chodzi? - Zapytałem zdziwiony.
- O Sasuke - Wyjaśnił - Widziałem jak się na niego patrzysz. Kiedy byliśmy na studiach a ty tu przychodziłeś też tak na niego patrzałeś.
Tak, jestem gejem i owszem Senpai o tym wie. A co ma nie wiedzieć skoro sam jest? Ciekawe czy nadal jest z Deidarą?
No i fakt. Podobał mi się już od dawna ale po studiach kompletnie wypadł mi z głowy. Z resztą nigdy z nim nie rozmawiałem. Widywałem go tylko jak tu przesiadywaliśmy.
- N-no coś ty?! - Wcale nie jestem oburzony. Tylko udaję - Jest... po prostu...ciekawy.
- Nie licz na nic - Uśmiechną się siadając na łóżku.
- Hm? - A czy ja w ogóle na coś liczyłem? Nie, wcale. Tylko trochę... miałem nadzieję, że kurczaczek no... też jest homoseksualistą.
- Oczywiście, nie żeby był hetero. Nie znosi kobiet, pomijając mamę.
- Czyli spaczyłeś jego psychikę? - Zapytałem uśmiechając się pod nosem.
- No pewnie, to był mój cel - Zaśmiał się. Zapewne nawet tego nie planował, ale co poradzić. Cały Itachi-senpai, z wszystkiego musi żartować.
- W takim razie co jest nie tak? - Zapytałem ciekaw dlaczego Senpai powiedział ,,nie licz na nic''.
- Jest strasznie nieśmiały - Oświadczył - Szczerze powiedziawszy nigdy nie spotkałem tak nieśmiałego człowieka jak on.
- I... to tyle? - No zdarza się, ja jak byłem mały też byłem nieśmiały ale mi przeszło. I dobrze.
- Tak - Uśmiechną się chytrze - Czyli przyznajesz, że coś kombinowałeś?
- Oj no - Sapnąłem - Jest śliczny, sam to pewnie przyznasz.
- A przyznam.
- No to co się tak szczerzysz? - Warknąłem rzucając w niego poduszką.
- Oh, Naru-kun właśnie się zakochał! - Krzyknął odrzucając poduszkę za siebie na co moje policzki pokryły się czerwienią - I do tego się rumieni.
- Wcale nie - Burknąłem - Ile on właściwie ma lat?
- Dwadzieścia cztery - Odpowiedział na co oczy o mały włos nie wypadły mi z oczodołów - Tak, tak wiem. Wygląda na licealistę, każdy mu to mówi, ale on już studiuje.
- No... nieźle - Mruknąłem w dalszym ciągu zszokowany.
A może rzeczywiście czuję coś do tego... małego?

* * *

- Itachi-kun, ja i tata już jedziemy. Bawcie się dobrze - Pani Uchiha stanęła w salonie naprzeciwko kanapy, na której siedzieliśmy zasłaniając nam telewizor - Bawcie się dobrze i nie rozrabiajcie za bardzo - Uśmiechnęła się. Traktowała Itachi'ego jak dziecko mimo, że za rok będzie miał trzydziestkę na karku - Opiekuj się Sasu-chanem.
- Dobrze - Senpai przytaknął dając mamie buziaka w policzek - Bawcie się dobrze.
- Dziękuję. Przyjedziemy jutro popołudniu. Pamiętaj żeby posprzątać.
- Oczywiście - Odprowadził mamę do drzwi - Pa pa
- Pa Skarbie - Pocałowała Itachi'ego w policzek - Pa Sasu-chan!
- Cześć - W drzwiach kuchni pojawił się Kurczaczek uśmiechając się delikatnie.
- Do widzenia Ojcze - Senpai zamknął drzwi za Panem Uchihą. Ten facet nawet teraz mnie przeraża. Aż mi ciarki przeszły kiedy go zobaczyłem. Jak Pani Uchiha mogła w ogóle wyjść za niego za mąż?
- Ok, za chwilę przyjdzie Deidara - Wyszczerzył się zadowolony z obrotu sprawy.
- Czyli nadal jesteście razem? - Zapytałem choć nie musiałem, odpowiedź była oczywista.
- No pewnie! - Krzyknął oburzony moim pytaniem. Nic tylko podziwiać, są ze sobą już pięć lat - Właściwie to chciałbym mu się oświadczyć, ale po pierwsze żeby wziąć ślub musielibyśmy lecieć do San Francisco a po drugie nie wiem jak ojciec by na to zareagował - Zrobił nieco załamaną minę - Ale przeżyję - Na powrót się uśmiechną - Sasu, mógłbyś już zacząć szykować żarełko - Poinformował kurczaczka wchodząc za nim do kuchni. - Naru, chodź pomóc! - Krzyknął.
- Tak jest - Wstałem z kanapy wchodząc do kuchni. Może uda mi się porozmawiać z Sasuke.

* * *

- Ok, wy tu sobie radźcie a ja idę zobaczyć jak Deidarze idzie wieszanie balonów - Poinformował Senpai puszczając mi oczko. Nie chcę nic mówić ale to znaczy, że daje mi pole do popisu a to znaczy, że mogę jawnie podrywać kurczaczka a to znaczy, że Senpai nie ma nic przeciwko żeby między nami do czegoś zaszło a to z kolei znaczy, że Itachi wręcz chce żeby Sasuke był mój! Przynajmniej ja to tak interpretuję. Uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Em... Itachi mówił mi, że studiujesz - Zacząłem rozmowę. Wiem, że temat nie był specjalnie ciekawy ale trzeba przełamać pierwsze lody.
- Mhm - Mruknął mieszając sałatkę.
- A mogę wiedzieć co? - Oparłem brodę na dłoni a łokieć na blacie kuchennym.
- Architekturę wnętrz - Odpowiedział cicho - Przesuniesz się? - Zapytał chcąc wyjąć coś z szafki przy której stałem.
- Oczywiście - Odsunąłem się odrobinę tak żeby mógł otworzyć szafkę. Stanął na palcach i... najwyraźniej był za niski aby dosięgnąć talerza. Stanąłem za nim i sięgnąłem po odpowiednie naczynie przylegając do jego pleców na co zarumienił się soczyście. Jest niesamowicie uroczy... i niski - Proszę - Podałem mu talerz.
- Dzi-dziękuję - Wydukał po czym od razu odwrócił się do mnie tyłem i zaczął kroić szynkę. Trzęsły mu się ręce. Może ja mu się podobam? Nie jestem jakimś bóstwem jak Itachi ale... no jak już mówiłem brzydotą nie grzeszę.
- Może lepiej ja to pokroję? - Zaproponowałem zabierając od niego nóż.
- Dziękuję - Mruknął wyjmując frytki z piekarnika.

* * *

Mnóstwo, Itachi sprosił mnóstwo moich starych znajomych. Był Deidara, Hidan, Pain, Sasori, Neji, Kiba, Shikamaru, Kankuro i Gaara. No i poznałem kogoś nowego, konkretnie Madarę, kuzyna Itachi-senpai'a, który był w moim wieku. Ogólnie rzecz biorąc impreza odbywała się w towarzystwie starszych, bo większość miała 29 lat jak Senpai a Kiba, Shikamaru i Gaara mieli 28 tak jak ja, więc Sasuke czuł się nieswojo, bo nie dość, że przytłaczała go taka liczba osób. Ciężko jest być nieśmiałym. I dodatkowo większości nie znał, byli starsi od niego o 4-5 lat. I może właśnie dlatego większość czasu siedział w kuchni od czasu do czasu przynosząc nam dokładkę sałatki, kurczaka, dango czy piwa. Aż mi go było szkoda. Swoją drogą ja też miałem powody do czucia się nieswojo, bo jako jedyny, nie licząc kurczaczka, byłem samotny. Itachi-senpai, co jest oczywiste, jest z Deidarą. Hidan z Peinem, co mnie z szokowało. No, bo który z nich jest uke?! Ja stawiam na Nagato, bo mimo iż robi z siebie ważniaka i jest cały z piercingowany to jednak w środku jest całkiem delikatny. Sasori spasował się z Madarą, oprócz tego, że Madara na pewno jest seme nic nie mogę powiedzieć, bo (kolejnego!) Uchihę poznałem stosunkowo niedawno. Neji i Kiba, co także jest oczywiste. Byli ze sobą już na drugim roku. A, no i żeby nie było. Nie wszyscy studiowaliśmy konserwację zabytków. Takie wyjątki to tylko ja, Senpai i Neji. Reszta albo była na sztuce pięknej albo na projektowaniu. No a wszystkie te zajęcia odbywały się na jednym uniwersytecie, więc jakoś się zapoznaliśmy. Kankuro w końcu dobrał się do Shikamaru a Gaara był z Choujim, który nie mógł przyjść, bo pracował. A ja narzekałem, że muszę pracować po południu. Swoją drogą Senpai powiedział mi, że po studiach Chouji wziął się za siebie i schudną. Teraz podobno jest całkiem szczuplutki.
Kami-sama... ten tyłeczek. Tak, Sasuke właśnie wszedł do kuchni przez co miałem idealny widok na jego kuperek. Ale! Uzumaki nie myślimy o takich rzeczach! Za dużo wypiłeś!
- Naru, chcesz jeszcze piwa? - Zapytał Itachi z kuchni.
- Pewnie - Odpowiedziałem dokańczając moje dango. Uwielbiam dango roboty Pani Mikoto. Ale! Te robił Sasuke. Najwyraźniej odziedziczył talent kucharski po mamie. Koniecznie muszę zaciągnąć go przed ołtarz! - Pomogę ci - Powiedziałem widząc kurczaczka ledwo niosącego siedem puszek piwa naraz. Nachyliłem się nad stołem odbierając od niego kilka puszek kiedy nagle ktoś za mną przeszedł popychając mnie przez co wylądowałem nie tyle co na stoliku ale ustami prosto na ustach Sasuke. Chyba do końca życia zapamiętam ten jego przerażony wzrok. Ah, ale te miękkie wargi, takie subtelne. Założę się, że jeszcze nikt ich nie próbował. Czekaj! Oderwałem się od jego ust stając w bezpiecznej, pionowej pozycji. Chyba nie powinienem się zastanawiać dlaczego zapanowała taka niezręczna cisza, prawda?
- Ekhm... - W tym momencie proponuję jakoś wypełznąć z tej niezręcznej sytuacji - Przepraszam.
To jedyne co przyszło mi do głowy.
- Hu, hu... Naru... - Usłyszałem pijany głos Hidana.
- Czyżby w końcu ktoś dobrał się do naszego niedostępnego Sasu-chana? - Mruknął Deidara uśmiechając się tajemniczo do zszokowanego, zakłopotanego, załamanego, zadziwionego, zdezorientowanego kurczaczka.
- Dei - Senpai upomniał blondyna głośnym szeptem dając mu kuksańca w żebra.
- J-ja... - Najwyraźniej Sasuke chciał coś powiedzieć, ale coś kiepsko mu szło. Po tym nieudanym przemówieniu jedyne co usłyszeliśmy to trzask drzwi wyjściowych.
- Eh... pójdę do niego - Itachi już chciał wstać z kanapy ale zatrzymałem go.
- Ja to zrobię - Powiedziałem i nie słuchając wywodów Senpai'a wyszedłem na dwór zabierając ze sobą swój płaszcz.
Sasuke siedział na huśtawce bujając się lekko. Miał spuszczoną głowę, więc nie widziałem co działo się na jego twarzy.
- Sasuke? - Szepnąłem podchodząc bliżej. Spojrzał na mnie. Jego zazwyczaj białe policzki były intensywnie różowe a oczy szkliły się tak jakby zbierało mu się na płacz - Mogę usiąść? - Zapytałem wskazując na miejsce obok niego. Przytaknął ruchem głowy, znów spuszczając wzrok na swoje stopy - Przepraszam za... tamto - Nie wiedziałem co mam mówić - To był przypadek. Ktoś mnie popchnął i...
- Wiem - Przerwał mi cichutko jakby bał się odezwać.
Cisza. Nie znoszę jej. Szczególnie w wydaniu niezręcznej w dwupaku.
- Zimno ci? - Zapytałem zauważając jak się trzęsie. Bądź co bądź jest grudzień a on był tylko w cieniutki sweterku. Zaprzeczył ruchem głowy jednak ja zdjąłem płaszcz okrywając go nim.
- Cieplej?
- Mhm - Przytaknął okrywając się nim szczelniej. Dobrze, że kupiłem taki ciepły.
- Mogę o coś zapytać?
- Ch-chyba.
- Dlaczego tak uciekłeś? - No wiem, bezsensowne pytanie. Mam prawie trzydzieści lat a zadaję pytania jak przedszkolak.
- Bo... - Urwał.
No powiedz to.
- Nie musisz mówić jeśli nie chcesz - Oh! Naruto-san, jaki ty jesteś wyrozumiały.
- Kiedy chcę - Mruknął. No muszę przyznać, że moje mentalne pośpieszanie go daje skutki. Minimalne, ale jednak są.
- Spokojnie. Mam czas - Uśmiechnąłem się kładąc rękę na jego ramieniu.
- Bo... bo... - Kiedy tak dukał już zacząłem się martwić, że to coś poważnego - ...ja cię kocham Naruto-san - Wyznał a... moje zdziwienie właśnie sięgnęło zenitu. I zapewniam tak siebie jak i wszystkich ludzi chodzących po tym świcie i nie znających ekologii, że nigdy w życiu już nic mnie tak nie zdziwi.
- P-proszę?
- Kocham cię - Powtórzył tak cicho, że ledwie go słyszałem po czym wtulił się w moje ramię starając się powstrzymać płacz przez co cichutko pochlipywał.
- Ciii - Chwyciłem go za podbródek unosząc jego głowę tak aby patrzał mi w oczy - Nie płacz - Uśmiechnąłem się dla dodania mu otuchy. Otarłem kciukiem łezkę z kącika jego oka - Od kiedy? - Zapytałem. To pytanie sprowokowała na mnie czysta ciekawość.
- O-od kiedy cię pierwszy raz zobaczyłem - Wyjaśnił zawstydzony wlepiając wzrok w mój T-shirt.
- To dobrze - Mruknąłem znów podnosząc jego głowę. Spojrzał na mnie pytająco - Bo ja ciebie też - Wyjaśniłem łącząc nasze usta w pocałunku. Brunet natychmiastowo uchylił wargi dając mi pełen dostęp do wnętrza swoich gorących ust. Po chwili poczułem jak delikatnie porusza swoim językiem oplatając go wokół mojego. Stanowczo to jedna z najpiękniejszych i najprzyjemniejszych chwil w moim życiu. I pewnie całowalibyśmy się tak jeszcze długo gdyby nie to, że nagle wybuchł pierwszy fajerwerek a za nim cała reszta co oczywiście przestraszyło mnie jak cholera więc jak oparzony oderwałem się od chłopaka na co ten zaśmiał się słodko.
- Szczęśliwego nowego roku - Uśmiechnąłem się szeroko.
- Nawzajem.
Kami-sama, już nigdy nie powiem, że moje życie jest nędzne.
- Jesteś uroczy - Powiedziałem opierając się czołem o jego czoło - Mój kurczaczku.
- He?
- Nic nie poradzę na to, że przypominasz mi kurczaczka.

* * *

Komentarze skopiowane z top-secret-yaoi.blogspot.com:

Kaori-chan.5 lipca 2012 12:19
Ojej, czytam to pierwszy raz, podoba mi się. :D baardzo. Sasuke kurczaczek, jakie to słodkie. I te fajerwerki. kawaii :* zadko się spotykam z takim Sasuke, ale i tak jest fajny :D



Akemi30 września 2012 15:14
A ja chyba drugi, ale nie mogę pozwolić na to, bym tego cudnego, kurczaczkowego opowiadania nie skomentowała!
"a po chwili po domu rozległ się galop wściekłego konia, którego dziabnął naprawdę porządny komar po czym do kuchni wpadł Senpai." - uahahaahahah xDD No jakbym słyszała moją mamę! xD Ona zawsze mi mówi, że lecę na obiad jak stado bizonów na wypasie. xD
A niedawno czytałam mangę z kurczaczkami... to znaczy - Nanuś i Sasuke byli kurczaczkami, no ale czytać takie opowiadanie, to jest dużo większa przyjemność ;3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz